Za rok będą już kraje, które zapomną o epidemii

Sądzę, że za rok będą już kraje, które zapomną o epidemii COVID-19 – powiedziała w rozmowie z PAP prof. Joanna Zajkowska z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Zdaniem specjalistki od chorób zakaźnych nasz styl i warunki życia coraz bardziej oddalają nas od warunków naturalnych, co niesie za sobą wiele zagrożeń.

Polska Agencja Prasowa: Żyjemy z COVID-19 już ponad 1,5 roku. Długo, choć to jednak tylko kartka z kalendarza historii ludzkości. Ta epidemia – jak wszystkie poprzednie – przeminie. Co będzie dalej?

Prof. Joanna Zajkowska: Jak każda epidemia i ta wygaśnie, ale pewnie to jeszcze trochę potrwa. Są kraje, gdzie poziom wyszczepienia jest niski, więc nabywana odporność w sposób naturalny będzie dotyczyć osób, które zachorują. Będzie się to działo wolniej, niż wskutek szczepień. Ogniska najprawdopodobniej jeszcze będą się tliły i tzw. ogon epidemii może być długi.

Niektóre epidemie, jak np. zapalenia mózgu von Economo (tzw. śpiączkowe zapalenie mózgu, które panowało w Europie i w Stanach Zjednoczonych w latach 1915-1920 – PAP), pojawiały się, ogarniały niemal cały świat i przepadły bez śladu. Do dziś zastanawiamy się, co to był za wirus, który wywoływał tę chorobę.Sezonowości innych koronawirusów nie odczuwamy dotkliwie. Nie można wykluczyć jednak, że jeszcze powstanie taki wariant SARS-CoV-2, który będzie trudniejszym przeciwnikiem. Jednak medycyna, wiedza medyczna, wakcynologia bardzo dynamicznie się rozwijają, więc jestem dobrej myśli. Sądzę, że za rok będą już kraje, które zapomną o epidemii. W niektórych jeszcze będą ogniska, ale coraz mniejsze.

PAP: Czy lekarze-zakaźnicy spodziewają się w przyszłości znacznie groźniejszej choroby, której epidemia może realnie zdziesiątkować ludzkość?

J.Z.: Z pewnością ten mikrokosmos, który nas otacza, jest bardzo bogaty i kryje wiele niespodzianek. Mnóstwo patogenów żyje wokół nas i w nas, a nasz styl i komfort życia coraz bardziej oddalają nas od warunków naturalnych. Ograniczają nasz kontakt z bakteriami i wirusami, a tylko taka styczność modeluje naszą odporność. Niebezpieczeństwo kryje się wśród tych patogenów, które pozostają w świecie zwierzęcym, a z którymi nie mamy styczności. Chodzi m.in. o gorączki krwotoczne. Np. bakterie, które mamy na co dzień wokół nas, nabywają odporność na stosowane antybiotyki. Mogą więc stać się bardzo niebezpiecznym wrogiem.

PAP: Jakiego rodzaju wirusów boimy się najbardziej? Jakie są te najmniej rozpoznane i stanowią największe zagrożenie dla człowieka?

J.Z.: Tych, które są w świecie zwierzęcym i mają zdolność mutacji. Wirus Zika — znany od lat — wywoływał niegroźną chorobę. Na skutek jakichś zmian stał się niebezpieczny dla układu nerwowego płodów, z predyspozycją do młodych komórek neuronalnych. Mutacja może być bez znaczenia, ale też może spowodować, że dotąd niegroźny dla nas wirus ujawni jakieś swoje nowe cechy.

PAP: Są takie wirusy czy bakterie, które – przenosząc się ze świata zwierząt na ludzi – nie dają w zasadzie szans na reakcję, bo tak szybko się rozprzestrzeniają?

J.Z.: To widzimy choćby w przypadku gorączek krwotocznych, np. wirusa Eboli. Natomiast wirus HIV tak zaadaptował się do organizmów ludzkich, że nadal jest nieuchwytny dla szczepionek. Mimo coraz lepszych leków na AIDS, nie potrafimy wygenerować skutecznej odporności na powodujący ją patogen.

PAP: Czy są takie wirusy, które gdyby „wymknęły się” z laboratoriów, to zrealizowałby się scenariusz rodem z katastroficznych filmów?

J.Z.: Pewnie są. Jest cała lista niebezpiecznych patogenów, nad którymi praca wymaga specjalnych zabezpieczeń. Prowadzone są badania, tak jak z pewnością były prowadzone prace nad koronawirusami. Scenariusz, że wirus gdzieś się wymknął, nadal nie jest wykluczony. Jednak bez badań nie byłoby postępu.

PAP: A może epidemia COVID-19 spowoduje, że ludzie będą mądrzejsi? Teraz mogliśmy przetestować różnego rodzaju procedury i technologie, co może być zbawienne w przyszłości. Bo chyba dziś już każdy wie, że epidemie się zdarzały, zdarzają i będą zdarzały.

J.Z.: Myślę, że już bardzo wiele się nauczyliśmy. Jednak my, ludzie, wciąż zmieniamy świat. Np. masowo produkując żywność, chroniąc zwierzęta hodowlane przed chorobami zakaźnymi, generujemy szczepy odporne na antybiotyki. Te niebezpieczne patogeny mogą być tuż obok nas. Także duże zużycie antybiotyków w czasie epidemii budzi niepokój. Dlatego konieczne są programy monitorujące zasięg bakterii z różnymi mechanizmami odporności jak np. znana nam bakteria klebsiella pneumoniae – to taka superbakteria, powodująca szereg poważnych chorób, bardzo oporna na większość antybiotyków.

PAP: Technologia mRNA, stosowana do produkcji szczepionek przeciw COVID-19, zrewolucjonizuje medycynę?

J.Z. Na pewno jest krokiem milowym w wakcynologii. Ma przyszłość, jako metoda leczenia nowotworów, czy wprowadzania wzoru do komórki na lek, który będziemy produkować sami. Otwiera nowy rozdział, dający szansę leczenia chorób genetycznych. Są choroby, które polegają na braku możliwości wytwarzania pewnych enzymów czy białek. Podanie wzoru mRNA na ich wytwarzanie – być może – będzie kiedyś takim rozwiązaniem.

PAP: Społeczeństwa po tej epidemii zwrócą się w kierunku prewencji zdrowotnej? A może szansą jest zwrot w stronę natury i poszukiwanie naturalnych sposobów wzmacniania naszej odporności? W końcu słyszymy, że to np. otyłość, problemy sercowe czy inne choroby, które często fundujemy sobie swoim stylem życia, pogarszają rokowania w przebiegu COVID-19. I nie tylko tej choroby.

J.Z.: Na pewno ostatnimi czasy bardziej zwracamy uwagę na swoje zdrowie czy też zachowania profilaktyczne. Coraz więcej jest także programów edukacyjnych kierowanych do dzieci – to ważne, aby jak najszybciej wdrażać dobre wzorce. Jest to konieczne, biorąc pod uwagę, jak kosztowne jest leczenie. I jak wiele jest chorób, którym można zapobiec – lub spowolnić ich rozwój – dzięki naszym zachowaniom.

PAP: Rządy państw zrozumieją, że konieczne jest wydawanie znacznie większego procenta PKB na badania i rozwój?

J.Z.: To się już dzieje. Żyjemy dłużej. Coraz bardziej zaawansowane metody diagnostyczne i leczenia wymagają większych nakładów. Już niemal każdy senior ma możliwość leczenia zaćmy, otrzymania endoprotezy zniszczonego stawu, nie mówiąc już o nowoczesnym leczeniu nerkozastępczym. Wiemy więcej. Leczymy skuteczniej i szybciej. To wszystko niesie za sobą koszty.

PAP: Wrócą autorytety i zaczniemy wierzyć specjalistom, czy nadal będziemy bardziej ufać wyszukiwarce internetowej niż profesorowi medycyny?

J.Z.: Trudne pytanie. Poszukiwanie alternatyw bierze się często z bezradności, trudnego dostępu do usług medycznych czy braku czasu lekarza podstawowej opieki zdrowotnej, który rozwiałby wątpliwości pacjenta. Tę lukę wypełnia często informacja nieprawdziwa lub taka, za którą kryje się czysta komercja. To proces nieuchronny. Dostęp do informacji jest dziś szybszy i łatwiejszy, ale jest ich tak wiele, że trudno je selekcjonować. Warto mieć autorytety, ludzi, którzy wskazują kierunek poszukiwań prowadzący do odpowiedzi na nurtujące nas pytania. (PAP)

Rozmawiał Tomasz Więcławski – Nauka w polsce

[adrotate group="1"]

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Related Articles

Dom i Ogród